Puste miasto
Kostrzyńska starówka. Jedno z nielicznych tego typu miejsc w Europie. XVI- wieczne ruiny miasta przyciągają turystów
W słoneczne dni można tu spotkać wiele osób. Spacerują lub jeżdżą rowerami po odkrytych kilka lat temu ulicach. Przyjezdni podziwiają ślady pruskiej przeszłości: kurtynowe mury i ruiny zamku, w którym mieszkał Fryderyk Wielki. W wielu miejscach z ziemi wystają resztki renesansowych murów. Tam, gdzie stał zamek zachowały się fragmenty kamiennych posadzek i schodów. O tym, że obok był kościół przypomina wielki krzyż postawiony przez obecnych i byłych mieszkańców na pamiątkę jednego ze spotkań polsko-niemieckich.
Niewiele zostało z dawnego miasta. - W jednym z niemieckich podręczników Kostrzyn określany jest jako Mantua północy, inni nazywają to miejsce nadodrzańskimi Pompejami lub Hiroszimą, dla niemieckich żołnierzy były to Termopile- mówi Józef Piątkowski, nauczyciel historii, emerytowany oficer, autor wydanej niedawno książki " Spacer po starym Kostrzynie".
Powrót do przeszłości
Starówka była przed wojną największą dzielnicą Kostrzyna. Dowódca twierdzy Heinz Reinefahrt, zgodnie z rozkazem Hitlera, walczył tu do ostatniego żołnierza, broniąc przed Rosjanami jedynej już wówczas "bramy do Berlina". Z ponad ośmiu tysięcy budynków ocalało zaledwie kilka. Po wojnie rozebrano je, a cegły wywieziono na odbudowę Warszawy.
Polski Kostrzyn od podstaw zbudowano po drugiej stronie Odry. Stare Miasto stało się żywą legendą. Niewiele jest już takich miejsc w Europie. Co z nim zrobić? - zastanawiają się od kilku lat kostrzynianie.
- Ścierają się dwie koncepcje - mówi szef biura promocji w Urzędzie Miejskim Ryszard Skałba. - Jedni chcą, żeby ruiny zachować dla turystów. Inni opowiadają się za przywróceniem tu normalnej funkcji miejskiej.
Nie wiedząc, która koncepcja będzie lepsza, władze miejskie zleciły specjalistom opracowanie planu zagospodarowania przestrzennego starówki. Ma ułatwić podjęcie decyzji.
- Niezależnie od tego, który pomysł zwycięży, chcemy stworzyć tutaj muzeum twierdzy - mówi J. Piątkowski. Dlatego od kilku lat trwa odgruzowywanie i porządkowanie Starego Miasta.
Wyremontowano już m.in. bastion Filip, który jest obecnie miejscem spotkań miłośników historii, a jego zabytkowe wnętrza wykorzystuje się do organizacji koncertów i wystaw.
Niedawno rozpoczęto prace w bastionie Król. Uwagę turystów zwiedzających twierdzę przyciągają też podziemne, dwupoziomowe kazamaty, w których więziony byt Klemens M. Hofbauer, później obwołany świętym.
Powtórne narodziny
Niedaleko przejścia granicznego, obok ulicy po której przed wojną jeździły tramwaje, spółdzielnia Podzamcze ze Szczecina, która specjalizuje się w odbudowie zabytków, postawiła trzy kamienice, stylizowane na te, które znajdowały się tu w przeszłości. To pierwsze domy odbudowane po wojnie na kostrzyńskiej starówce. Od dawna stoją jednak nie zamieszkałe, bo nie ma na nie chętnych.
Obok na zagospodarowanie czeka działka, na której kiedyś stał kościół. - Niedawno przekazaliśmy ją miejscowej parafii w nadziei, że zostanie on odbudowany - mówi R. Skałba.
Józef Piątkowski przychodzi często na Stare Miasto ze swoimi uczniami i zagranicznymi turystami. Opowiada im o Krzyżakach, którzy wznieśli tu pierwszy zamek i o Napoleonie, który oglądając twierdzę stwierdził, że jest to forteca nie do zdobycia.
- Dzisiejszy turysta pragnąc stanąć w miejscu gdzie niegdyś stal Napoleon, musi wejść na plac przylegający do prowadzącej ku przejściu granicznemu drodze. Jeśli przed sobą będzie miał stację benzynową i Mc'Donalds'a, to stanie w miejscu po dawnym bastionie - opowiada J. Piątkowski.
W 1999 roku z inicjatywy Towarzystwa Przyjaciół Kostrzyna, któremu prezesuje i niemieckiego Towarzystwa Historii Kostrzyna z Küstrin-Kietz, dzięki pomocy Unii Europejskiej, na starówce pojawiły się dwujęzyczne tabliczki z nazwami ulic i głównych obiektów. Można je zobaczyć tylko przy okazji organizowanych tutaj imprez. - Boimy się, że mogą zostać zniszczone - tłumaczy J. Piątkowski.
Ludzie w Kostrzynie przyznają, że po wojnie obawiali się powrotu do miasta Niemców. Może dlatego nie odbudowali starówki. Teraz już się nie boją. - Wszystko zostało zniszczone, to o co niby Niemcy mieliby dzisiaj się upominać - mówią. A tak w ogóle to przyzwyczaili się do ich obecności. Przyjeżdżają na bazar, tankują benzynę, są stałymi bywalcami zakładów fryzjerskich lub... agencji towarzyskich. Zostawiają tu swoje pieniądze. dzięki czemu wielu mieszkańców ma pracę. I to się teraz liczy.
Beata Bielecka - Gazeta Lubuska z 30 listopada 2001 r.